Historia ociekająca wodą

Historia ociekająca wodą

– Śląsk ocieka wodą – stwierdził onegdaj profesor Jan Miodek. – Nazwa krainy wywodzi się od starego: sląg, slęg co oznaczało wodę, ciecz, wilgoć – opowiadał językoznawca. Szczególnie wodą ociekała ziemia tarnogórska – region, który miał z nią – i wciąż ma – bardzo wiele wspólnego.

Przede wszystkim wodna obfitość wyrażająca się w licznych strumieniach, jeziorach i stawach była główną przyczyną osiedlenia się tu ludzi kilka tysięcy lat temu. To wodzie zawdzięcza swoje bogactwo tarnogórska przyroda. I to woda była przyczyną wielu tragedii związanych z dawnym górnictwem, bo woda w podziemiach była od zawsze. Nie tylko utrudniała pracę, czasem pomagała – podziemne strumienie gwarkowie często wykorzystywali do transportu urobku – wspomina o tym Józef Piernikarczyk w „Podziemiach tarnogórskich”. Ustawa górnicza z 1528 roku wielokrotnie wymienia trudności związane z zalewaniem wyrobisk – artykuł sześćdziesiąty pierwszy wymienia stawkę zarobkową górnika w warunkach pracy „z wodą” i „bez wody”. Z kolei artykuł 63 zezwala na pracę górników w dni świąteczne tłumacząc to koniecznością odwadniania kopalń.

To właśnie walce z podziemnym żywiołem zawdzięczają tarnogórscy górnicy jedną z pierwszych na kontynencie maszynę parową sprowadzoną z Anglii – nota bene drogą wodną. Rozpoczęła ona pracę w 1788 roku dając początek przemysłowej mechanizacji górnośląskiego górnictwa. Lecz woda pochłonęła też niejedno istnienie, a jej napływ czasem traktowany był jako kara za wtargnięcie w głąb ziemi. Tak Walenty Roździeński w swoim poemacie z 1612 roku opisuje zalanie chodników przez ducha kopalni:

Rozkazał wszystkim z trzaskiem, ktorzy w gorze
By na wierzch uciekali, bo woda jak morze
Prędko gory zaleje. I tak zaraz wstała
Woda wielka, jako rzekł, a gory zalała

Jedna z ostatnich podobnych tragedii rozegrała się 17 czerwca 1917 roku w położonej na wschód od Miasteczka Śląskiego kopalni „Bibiela”. Wydobywano tam rudy żelaza ze złoża ocenianego jako jedno z najbogatszych w Europie, zaś incydenty z udziałem wody zdarzały się tam i wcześniej. Feralnego dnia z początku niebezpieczeństwo zlekceważono, jednak kilka godzin od wizyty komisji badającej wypływ górnicy w panice opuścić musieli pokład położony 90 metrów od powierzchni ziemi.



Kopalnia „Bibiela” była zakładem na wskroś nowoczesnym – jeszcze przed zalaniem pracowały tam pompy napędzane elektrycznością. Przy ich pomocy próbowano także pozbyć się wody po zalaniu, próby te jednak spełzły na niczym, a do dziś oglądać możemy betonowe bloki stanowiące pozostałość kopalni. Nieopodal powstał także staw – swoista pamiątka po zalaniu „Bibieli”. Również woda była przyczyną ostatniej tragedii tarnogórskiego górnictwa, kiedy to 21 lutego 1967 podczas prac związanych z uruchomieniem kopalni zabytkowej zginął porwany prądem kurzawki inżynier Franciszek Garus.



Cały Górny Śląsk pełen jest zbiorników wodnych powstałych w wyniku eksploatacji górniczej – są słynne Żabie Doły między Bytomiem a Chorzowem – dziś zespół przyrodniczo – krajobrazowy. Jest jezioro Nakło – Chechło, gdzie niegdyś – jeszcze do 1968 roku wydobywano piasek. Trzy lata później zalano wyrobisko i w ten sposób powstało jezioro o powierzchni 90 hektarów. Dziś jest to jedno z najczęściej odwiedzanych w regionie miejsc wypoczynku weekendowego, niestety – często kosztem przyrody.

W swoich procesach technologicznych wykorzystywali wodę dawni hutnicy, zaś była im ona potrzebna na równi z drewnem pozyskiwanym w okolicznych lasach. Nie sposób wreszcie wspomnieć o licznych młynarzach – takich jak Krupa – od nazwiska którego pochodzi nazwa Krupskiego Młyna. Młyny wodne pracowały na licznych rzeczkach północno – zachodniej części ziemi tarnogórskiej przynosząc niezłe dochody swoich właścicielom. Wydany we Wrocławiu (1830) „Alfabetyczny, statystyczno – topograficzny opis wszystkich wsi, miasteczek, miast i pozostałych osiedli Prowincji Śląskiej Królestwa Pruskiego” wymienia w okolicy liczne młyny wodne – 3 w samej tylko Drutarni, jeden w Sośnicy i jeden w Kaletach. Wspomina także o jeszcze jednym – właśnie rozebranym, w Truszczycy. Pobliski powiat woźnicki mógł się poszczycić aż 43 młynami. Nieco wcześniejsze, pochodzące z 1785 roku zapiski wspominają o młynie nazywanym Buchacz – zbudowanym na Szarlejce w Rojcy. Do niedawna oglądać było można ruiny młyna w Tworogu. Płynąca woda napędzała zresztą nie tylko żarna – dzięki niej pracowały kuźnice, tartaki i inne zakłady mechaniczne.

Wykorzystywano wreszcie wodę w celach militarnych: w latach 1935 – 39 doszło do wybudowania akwenu dziś nazywanego Jeziorem Świerklaniec lub zbiornikiem Kozłowa – Góra. Rozlewisko miało podnieść wartość obronną pasa bunkrów i umocnień – jeden z bunkrów, położony tuż nad jeziorem został odrestaurowany staraniem miłośników dawnych fortyfikacji. Plan obrony przewidywał zresztą zalanie – tuż przed nacierającymi niemieckimi czołgami – znacznie większych terenów – aż do Brzozowic. Do takiej operacji inżynieryjnej jednak we wrześniu 39 roku nie doszło – Wehrmacht poszedł zupełnie inną drogą. Po wojnie zbiornik zaadoptowano do celów wodociągowych – służy im zresztą do dziś. Powierzchnia jeziora wynosi 580 hektarów, jest ono domem dla perkozów, mew i łysek zobaczyć można bobry i piżmaki amerykańskie.



Zaopatrzenie w wodę Tarnowskich Gór i okolic od wieków – właśnie z powodu eksploatacji górniczej – nie było sprawą łatwą. Jak w „Historii Tarnowskich Gór” podaje Józef Moszny – w latach 1780 – 1790 miasto miało 36 studni, głównie zakładanych w miejscach niedawnych szybów, pamiętać zaś musimy, że działalność wydobywcza obejmowała także dzisiejsze centrum Tarnowskich Gór. Już wówczas panował deficyt wody, wkrótce więc (1791 rok) zbudowano żeliwny rurociąg. Prowadził on od terenu za dzisiejszym kościołem św Anny gdzie wodę tłoczyła maszyna parowa, a później wzdłuż ulicy Gliwickiej. Później powstawały kolejne wodociągi, a jeden z nich przebiegał wzdłuż ulicy Opolskiej. Kosztami dostarczenia wody miastu obciążono kopalnie „Friedrichsgrube”, później skarb państwa. W „Podziemiach tarnogórskich” Józef Piernikarczyk pisze: Aż do r. 1835 był fiskus obowiązany do zaopatrzenia miasta w wodę. Obowiązek ten spoczywał na fiskusie i opierano go na fakcie, że państwowa kopalnia Fryderyka odebrała studniom miejskim wodę. Umową z r. 1835 rozwiązało państwo sprawę w ten sposób, że zastanowiwszy ruch kopalniany w zachodnio – północnej części obszarów miejskich, pod górą Redena, oddało miastu oprócz 8000 talarów odstępnego na własność 56 metrów głęboki szyb wymurowany „Kohlera”, przez co miasto wzięło zaopatrzenie wody w własne ręce.

W następnych latach budowano kolejne ujęcia wodne dla Tarnowskich Gór. Bogactwo wody, później liczne problemy skoncentrowane wokół niej sprawiły, iż wpisała się ona także w ludową obyczajowość. Ziemia tarnogórska jest bowiem jednym z niewielu rejonów w kraju, gdzie można było spotkać baśniową postać utopca. I ten żyjący w wodzie przesympatyczny stworek jest jeszcze jedną pamiątką po dawnych, wodnych historiach.

Zbigniew Markowski