Pierwsza na Górnym Śląsku
Choć wiele faktów i zabytków z przeszłości naszego miasta godnych jest trwałego uwiecznienia, ani chybi – myślę, że powinna znaleźć się pośród nich była, pierwsza Gornośląska Szkoła Górnicza, założona w Tarnowskich Górach na początku XIX wieku. Można by się założyć, że wielu współczesnych mieszkańców gwarkowego grodu nic lub bardzo niewiele o niej słyszało. Czymże zasłużyła sobie ta niegdyś słynna i jakby by nie powiedzieć, mająca niezaprzeczalny udział w rozwoju przemysłowym Śląska, i nie tylko, na takie potraktowanie?
Budynek po byłej szkole, solidna budowla z czerwonej cegły trzyma się do dziś całkiem krzepko przy ulicy Karola Miarki. Daremnie szukał by ktoś na zewnątrz czy wewnątrz jakichś dowodów materialnych po byłej szkole. Nie znajdzie tam nic, no prawie nic co by o niej świadczyło. Uważnemu obserwatorowi może jednak wpaść w oko mały symbol górniczy wyryty w drewnianych frontowych drzwiach budynku w postaci skrzyżowanego młotka i pyrlika, który to dla urzędującego teraz w tym obiekcie Zespołu Szkół Gastronomicznych wydawać się może znakiem nader osobliwym.
Co się więc stało, że o tej szkole my miejscowi tak mało wiemy? Czyżby bardzo wielkie zasługi szkoły dla Śląska były przesadzone, czyżby jej poziom nauczania był tak niski, czy jej czas aktywnej działalności był krótki a jej zamknięcie miało miejsce tak dawno? W świetle tego co piszą bardziej lub mniej chętni szkole byli i współcześni, na żadne z tych wątpliwości nie można odpowiedzieć twierdząco. Dla przynajmniej pobieżnego wyobrażenia co to była za uczelnia proponuję skrót skrótu tej historii.
Najwcześniej podawana data założenia tej pierwszej górnośląskiej szkoły górniczej to 14 luty 1803r. Był to okres kiedy miała ona swój początek w postaci lekcji udzielanych ze sztuki górniczej młodemu narybkowi szykowanemu na przyszłych gwarków. Odbywało się to w zabudowaniach kopalni Friedrichsgrube (Fryderyk). Osobą, która to nieustabilizowane nauczanie ujęła w karby regularnej szkoły był kłodczanin Rudolf von Carnall,a stało się to w 1835r. Rudolf von Carnall był postacią nieprzeciętną w Tarnowskich Górach z iście wszechstronnymi renesansowymi uzdolnieniami. Nadzwyczajną wiedzę ogólną i górniczą zdobył samodzielnym studiowaniem i uczestniczeniem w wykładach najlepszych profesorów zachodniej Europy.
Swą wyśmienitą zgrabność organizatorską zdradził tworząc prawie od zera pierwszą Górnośląską Szkołę Górniczą w Tarnowskich Górach. Organizując ją korzystał wprawdzie z założeń naukowych opracowanych specjalnie dla tarnogórskiej szkoły przez samego Aleksandra von Humboldt, ale sprawy programu, pomocy naukowych, administracyjno-gospodarcze itp. Były już tylko jego dziełem. Działalność zawodowa tego człowieka to jedno pasmo wysiłków i sukcesów, zaś w życiu prywatnym szło mu nie najlepiej. Z wielką miłością swego życia Emilią von Bittner spod Dobrodzienia utrzymywał przez długie lata kontakt głównie korespondencyjny.
Słał do niej listy pisane piękną osobistego autorstwa poezją, zaopatrywane częstokroć w urokliwe własnoręczne rysunki. W uznaniu zasług radni tarnogórscy nazwali jedną z ulic jego imieniem. Eksponaty naukowe, działające modele różnych urządzeń górniczych ze zbiorów szkolnych w większości zaginęły. Te co ocalały podziwiać możemy w tarnogórskiej Kopalni Zabytkowej. Jeden z historyków J. Piernikarczyk tak pisze o słynnej szkole: „…Szkoła przygotowywała wyższych i niższych urzędników górniczych, sztygarów, nadsztygarów, mierniczych itp. Istniały nawet zamiary wyniesienia jej do rzędu akademi górniczej.”
Przez wiele lat szkoła pracowała w miarę równym rytmem. W końcu przyszedł rok 1924, kiedy to zarządzeniem władz wyższych część uczelni przeniesiono do Pyskowic. Od 1924r. do zamknięcia w 1933 tarnogórską część prowadził dyrektor, dyplomowany inżynier górniczy Feliks Piestrak. W Pyskowicach szkołę prowadzili Hans Fromm i Josef Matheus.
Na przestrzeni prawie 142 lat działalności szkoły, jej mury opuściło ponad 8000 absolwentów, ogromna liczba sztygarów, nadsztygarów, mierniczych górniczych i innych funkcyjnych tzw. Dozoru górniczego. Była to zasługa całej armii nauczycieli, wykładowców, których nazwisk w większości nie znamy. Warto jednak przytoczyć te, które znamy. Dyrektorzy: J.K.Stroh, R.v Carnall, Krug von Nidda, Schmidt, Websky,Nehler, L.Geisenheimer, A.Schwidtal, H.Fromm, F.Piestrak, J.Matheus. Nauczyciele: Kuhnemann, Segnitz, Giehne, Piernikarczyk, Sauer, Pindelski, Sadowski, Sowiński, Włodarski, Kottas, Gawroński, Langie, Latacz, Łaszewski, Niziński, Rudolph, Russek, Rutowski, Słotwiński, Hager, Hanasiewicz, ks.Lewek, Winiewski, Kliszewicz, Berger, Sztachelski, Astman, Krynicki, Negrusz, Schmidt.
Śmiało można powiedzieć, że ich wychowankowie tworzyli zręby kultury górniczo-hutniczej i ogólnoprzemysłowej Śląska. Wielu jej absolwentów zawędrowało jednak znacznie dalej, do Zagłębia Karwińskiego, do okręgów górniczych Renu, Ruhry, Saary, a nawet do dalekiego Zagłębia Donieckiego. Wszędzie tam zajmowali prominentne stanowiska dyrektorów kopalń, hut, doradców przemysłowych – rozsławiając imię śląskiej szkoły. Dwu z nich jednak tu na górnośląskiej ziemi znalazło trwałe miejsce w historii. Byli to dwaj koledzy szkolni, Franz Winkler i Friedrich Grundmann. Obydwaj zrobili karierę rozpoczynając jako elewi tarnogórskiej szkoły .Winkler w stosunkowo krótkim czasie stał się właścicielem wsi Katowice a później okolicznych zakładów produkcyjnych. Zręczne zarządzanie swym ogromnym majątkiem; 13-ma kopalniami węgla, 49-ma innymi w których miał znaczne udziały, 15-ma kopalniami galmanu i rud żelaza, 7-ma hutami żelaza i 6-ma cynku, zawdzięczał swemu przyjacielowi Grundmannowi.
Friedrich Wilhelm Grundmann okazał się wielkim organizatorem. To właśnie on przekształcił Katowice w miasto. On to namówił Winklera by postarał się zmienić wytyczoną już trasę budowanej lini kolejowej Wrocław-Katowice tak, by przebiegała przez Katowice.
Może wydawać się dziwne, ale zasługi dla śląskiej ziemi barona Winklera wyedukowanego w Tarnowskich Górach nie skończyły się wraz z jego śmiercią. Wyrosła z tego rodu Ewa Tiele-Winkler, jego wnuczka urodzona w 1866r. w Miechowicach, dokonała na Śląsku równie wielkiego dzieła, ale w całkiem innej dziedzinie.W porywie chrześcijańskiej miłości oddała całe swe życie Ubogiemu śląskiemu ludowi. Dzieło urodzonej w miechowickim zamku dziedziczki, Matki Ewy (bo tak ją zwano) wypromieniowało ze Śląska na prawie całą Europę, i dotarło nawet do Japonii, i może być z powodzeniem porównywane z poświęceniem współczesnej nam Matki Teresy z Kalkuty.
Nie dziwi zatem fakt, że rodzinie Winklerów oraz jej przyjacielowi Grundmannowi poświęcił nasz śląski wieszcz-poeta ks. Norbert Bonczyk w swym utworze wierszowanym „Stary kościół miechowski” dosyć sporo wersów. W pewnym miejscu utworu czytamy:
„…Widziałeś Grundmanna,
Co jest pierwszym urzędnym u naszego Pana?
On nie jest szczep pałaców, lecz rodu niskiego,
A jednak do godności stopnia wysokiego
Wyniosły go zdolność i potęga ducha.
Jego rad nie tylko nasz Jegomość słucha :
Znająć go aż w Berlinie na królewskim dworze,
Tam świat jemu się kłania, wiedząc co on może!
A skądże to? Ze szkoły! Uczył się i pracował,
Za to plony stokrotne pilności Zniwował.”
Dzisiaj szkoły już nie ma. Czy spełni się zawołanie kilku żyjących jeszcze członków Towarzystwa Miłośników Górnośląskiej Szkoły Górniczej, towarzystwa skupiającego jej absolwentów i byłych nauczycieli, które brzmi: „Niechaj pamięć o pełnej sławy, wielce zasłużonej i o bardzo bogatych wieloletnich tradycjach, Górnośląskiej Szkole Górniczej nie zejdzie do grobu razem z jej ostatnimi uczniami.”
Ślad po szkole jednak istnieje w postaci tablicy odlanej w metalu z napisem:
„Poświęca się pamięci wszystkim byłym nauczycielom i uczniom z Górnośląskiej Szkoły Górniczej z Tarnowskich Gór-Pyskowic.”, która wmurowana jest w ścianie foyer Politechniki Górniczej w… Bochum. Ciśnie się na usta w związku z tym stare powiedzenie; cudze chwalicie, swego nie znacie.
Walenty Mosch