Dziś chorobę tę nazywamy cholerą, w średniowieczu mówiono o „morowym powietrzu” i „zarazie”. Pustoszyła całe kraje i ludzka siła nie mogła jej zatrzymać. Na Tarnowskie Góry, miasto gwarków, zaraza taka spadła w 1676 roku. „Czarna śmierć” zbierała okrutne żniwo. Nie pomogła modlitwa do świętych: Rocha i Sebastiana – patronów ludzi dotkniętych zarazą.
Dwaj krakowscy, przebywający akurat na misjach w mieście jezuici, ks. Tomasz Witkowicz i ks. Jerzy Pośpiel wskazali mieszkańcom drogę – pielgrzymkę do obrazu w Piekarach Śląskich. Wyszli więc tarnogórzanie lipcowym świtem trzymając zapalone świece, traktem na piekarskie wzgórze.Morowe powietrze ustąpiło jeszcze tego samego dnia. Miejscy rajcowie, plebs i bogaci mieszczanie złożyli wówczas ślubowanie – każdego roku, w rocznicę cudownego ocalenia Tarnowskich Gór, udawać się będą przed oblicze Piekarskiej Pani z dziękczynną pielgrzymką. Stąd nazwa pielgrzymki: ślubowana lub według starszej wersji – ślubna. Swojego ślubowania dotrzymują mieszkańcy Tarnowskich Gór już od 321 lat.
W okresie II wojny światowej, okupanci zabraniali pielgrzymowania w grupach. Tarnogórscy pielgrzymi udawali się więc do sanktuarium indywidualnie, a w grupy łączyli się dopiero przed piekarskim wzgórzem. Przeszkody stwarzano także po II wojnie światowej. Administracja kierowana przez jedyną i nieomylną partię robotniczą czyniła wszystko by zmienić pielgrzymkową tradycję. Zmuszono pątników do wybrania innej, mniej rzucającej się w oczy trasy: przez Bobrowniki, Piekary Rudne i Rojcę.
W 1956 roku zasłużony dla społeczności Tarnowskich Gór proboszcz parafii świętych Piotra i Pawła – ksiądz Michał Lewek zapisał w parafialnej kronice: Ślubowana procesja do Piekar Śląskich odbyła się bez zwartego szeregu ponieważ władze świeckie zakazały. Powrót odbył się w procesjonalnym porządku ulicą Krakowską przy śpiewie pieśni: „My chcemy Boga”.
Po październiku 1956 roku i „odwilży” wszystko wróciło do normy i co roku 200 – 250 tarnogórzan wędruje w kompanii, by modlić się przed wizerunkiem Matki Bożej z Dzieciątkiem. W latach nam bliższych – siedemdziesiątych i osiemdziesiątych władze w zasadzie nie ingerowały w pielgrzymkową tradycję, a od roku 1989 nie ma już nawet najmniejszych przeszkód.
Dzisiejsza „ślubna” pielgrzymka nie jest już tak uroczysta jak choćby przedwojenne, kiedy każdy z uczestników niósł figurę czy obraz.
– To były barwne i podniosłe uroczystości – mówi pani Gertruda Szewczyk, która od 1926 roku nie opuściła ani jednej ślubowanej pielgrzymki. Po raz pierwszy znalazła się w piekarskim sanktuarium jako pięcioletnia dziewczynka przyprowadzona przez swoją prababcię.
Kiedy któregoś roku – być może z powodu deszczu – pątników z Tarnowskich Gór przybyło mniej niż zwykle, ówczesny proboszcz piekarskiej bazyliki – ksiądz prałat Władysław Student był niezadowolony. Ale pani Gertruda powiedziała wtedy, że ślubowana pielgrzymka z Tarnowskich Gór zawsze będzie chodzić do Piekar. Słowa danego Bogu miasto musi dotrzymać.
Zbigniew Markowski