Magdalena Kierzek
Większość z nas na widok starych miejsc przejdzie obojętnie. Może zatrzyma się na chwilę, zrobi zdjęcie i puści je w niepamięć. Co w takim razie sprawia, że zostajemy na dłużej? Historia i miejskie legendy. Wiekowe budynki często stanowią idealne tło dla niezwykłych, przerażających, romantycznych lub w naszym przypadku – wszystkich trzech – wydarzeń.
Przyjrzyjmy się więc bliżej pałacowi w Świerklańcu, by następnym razem, gdy będziecie przechadzać się alejkami dawnej posiadłości Donnersmarcków, zostali tam na dłużej i wspomnieli tragiczną historię nieszczęśliwej Pani zamku, noszącej miano „Białej Damy”. Cofnijmy się w czasie… do „Małego Wersalu”. Świerklaniec to wieś otoczona urokliwymi lasami, położona na Górnym Śląsku, niedaleko Tarnowskich Gór. Najbardziej kojarzy się on z parkiem z XVIII wieku, utworzonym tuż przy istniejącym wcześniej pałacu. W styczniu 1945 roku pałac został podpalony przez żołnierzy Armii Czerwonej (lub Wehrmachtu na rozkaz księcia Guidotto von Donnersmarcka), a ostateczne zniszczenie ruin miało miejsce w czasie PRL. Właścicielami „Małego Wersalu” była rodzina Henckel von Donnersmarck. Od czego się zaczęło?
Podczas pobytu we Francji hrabia Guido Henckel von Donnersmarck podarował swojej metresie, Blance de Paiva, pałac Pontchartrain, ustyuowany niedaleko Paryża. Gdy warunki w starym zamku w Świerklańcu nie odpowiadały wygórowanym wymaganiom markizy, hrabia wpadł na pomysł, by przenieść francuski pałac do Świerklańca. Ostatecznie jednak, zdecydował się na budowę nowej rezydencji w stylu neorenesansowym, która została zainspirowana francuskimi wzorami. W latach 1869-1876, obok starego zamku, powstała więc rezydencja w stylu Ludwika XIV, znana później jako „Mały Wersal”. Dodatkowo, dla cesarza Wilhelma II, częstego gościa Donnersmacków, w pobliżu rezydencji wzniesiono mniejszy obiekt, zwany Pałacem Kawalera.
Krążyły plotki, że pałac projektowali go ci sami architekci, którzy przebudowywali Luwr. „Mały Wersal” – nazwa nadana pałacowi w Świerklańcu wynika raczej z lokalnych skojarzeń i pewnej „dozy romantyzmu” niż z faktycznego podobieństwa do francuskich rezydencji królewskich. Choć mówi się, że projektowali go architekci związani z Luwrem, jest to bardziej legenda niż historyczny fakt. Miejscowi prawdopodobnie ochrzcili pałac tym mianem ze względu na jego wspaniałość i splendor, które przypominały im królewskie rezydencje, mimo że sam obiekt był unikalny i różnił się od swoich francuskich odpowiedników. Jaka jest więc prawda? Cóż, 100% wersja została pewnie już na zawsze zabrana do grobu.
Zjawa Białej Damy – nieszczęsna śmierć Ludwiki
Miejskie legendy mają to do siebie, że istnieje ich wiele wersji. By poznać pierwszą z nich, musimy cofnąć się aż do średniowiecza – XIV wieku, przed panowaniem Donnersmarcków. Właścicielem stojącego wtedy zamku był książę Przemysław z Cieszyna. Natomiast opiekę nad posiadłością powierzono Jarosławowi Sacherowskiemu. Mężczyzna, gdy poznał córkę władcy, od razu się w niej zakochał. Niestety, jej ojciec nie wyraził zgody na ich małżeństwo i wysłał Ofkę do Raciborza, gdzie została przeoryszą w klasztorze.
Historia jednak na tym się nie skończyła. Jarosław poślubił inną kobietę, Ludwikę, ale ich związek również nie znalazł happy endu. Pewnego dnia Jarosław ujrzał Ludwikę w towarzystwie jednego z ludzi księcia Konrada z Olesna. Jako despotyczny i bezlitosny człowiek, nie mógł znieść nawet podejrzenia o zdradę i postanowił wymierzyć okrutną karę. Ludwika została żywcem zamurowana w baszcie zamku, a jej towarzyszką była żona jednego z jego podwładnych, Rinkerta. Obie kobiety zmarły śmiercią głodową. Ta tragiczna śmierć miała być przyczyną powstania zjawy. Duch Ludwiki miał nawiedzać okolice nieistniejącego już zamku.
Zjawa Białej Damy – Blanka de Paiva
Kolejna wersja legendy związana jest już właśnie z rodem Donnersmarcków, a bohaterką jest Blanka de Paiva, żona hrabiego Guido Henckel von Donnersmarcka. Guido i Blanka darzyli się wielkim uczuciem, ale historia ich miłości zakończyła się przedwczesną śmiercią markizy. Jedna z opowieści podaje, że zmarła na niewydolność serca. Istnieje także wersja, według której Blanka przewróciła się podczas konnej przejażdżki, a szal nieszczęśliwie zawinął się wokół jej szyi i udusił ją. Guido podobno bardzo przeżywał odejście ukochanej.
Blanka była barwną osobistością, o któej sporo się mówiło. Istnieje nawet plotka, że Guido von Donnersmarck musiał wywieźć ją z Paryża, aby uniknęła aresztowania za szpiegostwo. Dodatkowo, Blanka podobno miała ogromny wpływ na Guida, co szybko zaowocowało decyzją o budowie pałacu w Świerklańcu. Legenda głosi, że jej zabalsamowane zwłoki trafiły na poddasze pałacu, co musiało być szokiem dla drugiej żony Guida, Katii Slepcowej.
Jest jeszcze jedna, mniej znana wersja legendy, która wprowadza wątek niemowlęcia. Mówi się, że przed przybyciem Donnersmarcków na zamek, jeden z jego dawnych właścicieli, w szale emocji, zamordował swoją żonę, a niemowlę wrzucił z mostu do fosy. Ta przerażająca tragedia nie pozwoliła duszy matki zaznać spokoju, a jej duch od tamtej pory nawiedzał zamek, niosąc ze sobą wieczną grozę.
Czy Biała Dama nadal straszy?
Biała Dama wcale nie zamierza się wynieść ze Świerklańca. Jedną z największych tajemnic są dziwne dźwięki dochodzące z parku, takie jak kroki, szepty i skrzypienia. Sceptycy jednak twierdzą, że hałasy mogą być efektem naturalnych procesów, takich jak wiatr, zwierzęta, czy zmiany temperatury w zabytkowych murach. W okolicy znajdują się też złoża węgla kamiennego, które mogą powodować drobne wstrząsy sejsmiczne, wpływające na dźwięki. Choć dowodów na obecność Białej Damy nie ma, tajemnicza aura parku i liczne relacje świadków sprawiają, że jej legenda pozostaje żywa, a park w Świerklańcu budzi dreszczyk emocji.