Miasta realnego socjalizmu - miasta realnego kapitalizmu
Aktorzy pierwszoplanowi i epizodyczni
prof. dr hab. Marek S. Szczepański
-
Wstęp, czyli o miejskim włóczęgostwie
Tekst, który przedstawiam poświęcony został podsumowaniu autorskich badań empirycznych nad procesami przekształcania przestrzeni miejskiej w warunkach realnego socjalizmu (1945-1990) oraz w okresie III Rzeczypospolitej, czyli budowania podstaw gospodarki rynkowej (1990-2004). Tak zdefiniowany cel artykułu wymaga podwójnych referencji teoretycznych. Z jednej bowiem strony, nieodzowne są odwołania do koncepcji społecznego tworzenia przestrzeni, z drugiej zaś - do pojęć i idei socjologii dramaturgicznej, silnie związanej z nazwiskiem Ervinga Goffmana. Odtwarzamy zatem kluczowe ideologie i doktryny urbanistyczne, które wpłynęły na kształt i charakter przestrzeni miast polskich z okresu realnego socjalizmu, typujemy sprawczych aktorów na scenie miejskiej, opisujemy ich role, rekwizyty jakimi się posługiwali i wreszcie odwołujemy do didaskaliów upadłej już formacji. Niebagatelny wpływ na kształt artykułu miała również miejska włóczęga, flanerie, praktyka spacerowania, nowoczesny perypatetyzm miejski, lokowany - jak pisze Elżbieta Rybicka - między zdystansowanym oglądactwem a krytycznym zaangażowaniem1. Od wielu bowiem lat w ramach zajęć z socjologii miasta ze studentami śląskimi odbywam piesze wycieczki po ulicach i zaułkach konurbacji katowickiej. Pojęcie flaneur wiąże się nieodłącznie z Charlesem Baudelaire i jego pracą Malarz życia nowoczesnego. Posiąść tłum, pisze mistrz francuskiej poezji i fundator nurtu turpistycznego, oto jego (miejskiego włóczęgi - przyp. M. S. S.) namiętność i powołanie. Wielka rozkosz dla prawdziwego flaneura i rozmiłowanego obserwatora, zamieszkać w mnogości, falowaniu, ruchu, w tym co umyka, co jest nieskończone. Być poza domem, a przecież czuć się wszędzie u siebie, widzieć świat, być w środku świata i w ukryciu zarazem...2.
- Ateńczycy realnego socjalizmu
Przestrzenno-społecznym układem odniesienia i badawczym kontrapunktem pozostaną przede wszystkim miasta górnośląskie oraz zagłębiowskie. Prowadzone w nich wieloletnie badania zarówno w okresie realnego socjalizmu, jak i po jego upadku pozwalają na formułowanie ogólniejszych wniosków i uwag na temat miejskiej przestrzeni oraz zmieniających się aktorów. Socjologiczne studia nad miastami okresu realnego socjalizmu ułatwiają rekonstrukcje pewnej szczególnej ideologii i doktryny urbanistyczno-architektonicznej, opatrywanej etykietą socjalistyczna, a będącą w istocie modyfikacją modernistycznej ideologii i doktryny miasta kapitalistycznego. Tę ostatnią dokumentuje najpełniej tzw. Karta Ateńska (zwłaszcza zaś prace wybitnego jej kodyfikatora - Le Corbusiera) oraz niektóre manifesty Bauhausu czy grupy De Stijl. Karta Ateńska przygotowana została podczas obrad IV Międzynarodowego Kongresu Architektury Nowoczesnej (29 lipca - 13 sierpnia 1933). Autorzy dokumentu wykorzystali doświadczenia i rezultaty eksperymentów architektonicznych i urbanistycznych z 16 krajów i 33 miast świata. Były to rzecz jasna doświadczenia z miast i państw kapitalistycznych, a Karta Ateńska miała służyć jako podstawa przyszłej rekonstrukcji przestrzennej w warunkach tego właśnie ustroju. Karta wyeksponowała trojakie funkcje miasta3; miało ono gwarantować możliwie najlepsze warunki mieszkaniowe, wypoczynkowo-rekreacyjne i zatrudnienia. Prawidłowe funkcjonowanie miasta i trzech głównych jego stref (mieszkania, terenów rekreacji i wypoczynku) - przestrzennie separowanych - umożliwiać miała gęsta sieć transportowa i komunikacyjna. To właśnie od jej sprawności zależała realizacja szczególnie ważnego postulatu zawartego w Karcie, a mianowicie wyraźnego oddzielenia terenów przemysłowych od dzielnic mieszkaniowych. W tych ostatnich - jak stwierdzali autorzy dokumentu - "należy wykorzystywać możliwości nowoczesnej techniki dla wznoszenia luźno rozstawionych wysokich budynków mieszkalnych i uwalniać w ten sposób grunty miejskie celem zakładania rozległych terenów zielonych (parków)"4.
Karta Ateńska jednoznacznie zakwestionowała logikę tworzenia miasta kapitalistycznego pojmowanego jako siedlisko wszelkich niedogodności epoki przemysłowej. Proponując rewolucję miejską proponowała w istocie rewolucję społeczną, a kluczowe w niej funkcje przypisywała nowej sofokracji - urbanistom, architektom, planistom. "By sprawować władzę, pisał nie bez racji Henryk Drzewiecki w przedmowie do dzieła Charlesa Jencksa - profesjonalista wchodzi w układ z biurokracją, która z dużą łatwością podchwytuje hasła takie jak: dobro społeczne, postęp, funkcjonalne i nowoczesne miasto i mieszkanie, śmiałość przedsięwzięć w dużej skali itd. Wchodząc w ten układ architekt zaczyna sprawować profesjonalną władzę nad zbudowanym środowiskiem, woli to jednak nazwać odpowiedzialnością i świętym obowiązkiem. Profesjonalna władza traktuje społeczeństwo jako przedmiot (...) i ulegając wspomnianym skłonnościom doprowadziła do zbudowania środowiska, które charakteryzuje się ogromną skalą, uniformizmem i jednorodnością, a to w efekcie daje społeczną i przestrzenną dezintegrację miast i osiedli"6. Nic zatem dziwnego, iż polscy sygnatariusze Karty Ateńskiej oraz "zbliżone do nich środowiska lewicowych architektów i urbanistów z nadzieją przyjęły nowy ustrój, ponieważ stwarzał on znakomite warunki realizacji koncepcji nowoczesnej urbanistyki. Urbaniści zyskali swobodę ponieważ nie krępowała ich już cena ziemi, powstały szansę na realizację wielkich założeń przestrzennych w skali miasta, a co najmniej dużych dzielnic, pojawiły się możliwości realizacji budownictwa metodami prefabrykowanymi - na podobieństwo produkcji fabrycznej, co od dawna było także postulatem modernistów"7. Bardzo znamiennie brzmią w tym kontekście opublikowane na łamach profesjonalnego periodyku, refleksje generalnego projektanta Tychów. "Miasto socjalistyczne - pisał - może być piękne. Dopiero ustrój socjalistyczny w oparciu o plan gospodarczy pozwala na świadome komponowanie zarówno całości miasta, jak i jego fragmentów. Przestaje tu działać kapitalistyczna pogoń za zyskiem, za rentą gruntową, miasto przestaje być odbiciem antagonizmów ustrojów opartych o wyzysk"8.
Ale to nie urbaniści i architekci realnego socjalizmu byli najważniejszymi aktorami na miejskiej scenie. Bezpośredni wpływ na ich projekcje przestrzenne, a także społeczne, mieli funkcjonariusze Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, wszystkich szczebli, od lokalnego poprzez regionalny (wojewódzki) a na centralnym skończywszy (Biuro Polityczne, Komitet Centralny). To właśnie oni aprobowali lub korygowali normy i normatywy przygotowane przez profesjonalnych urbanistów i architektów. Wielość tych uregulowań, często absurdalnych (liczba rzeźb na 1 ha), nieracjonalnych (7m2 powierzchni na 1 mieszkańca nowowznoszonych domów) i nierealizowanych wpływała jednak na kształt projektów urbanistycznych i architektonicznych, krępowała wyobraźnie sofokratów realnego socjalizmu. Nawet po upadku realnego socjalizmu środowisko urbanistów i architektów nie przeprowadziło profesjonalnego rachunku sumienia i nie zbilansowało porażek z upadłej już epoki, koncentrując się na sukcesach. Co więcej, podczas konferencji naukowych, w tym firmowanych przez najpoważniejsze organizacje zawodowe, Komitet Urbanistyki i Architektury PAN, kwestionowane były takie pojęcia jak miasto socjalistyczne, a nawet polityczne uwikłania w system realnego socjalizmu.
- Katechizm socjalistycznego industrializmu
Istotnym i sprawczym aktorem przestrzennym było socjalistyczne lobby przemysłowe, podejmujące kooperacje z urbanistami i architektami, której ramy i charakter wyznaczali jednak sprawczy przedstawiciele establishmentu politycznego. Do najbardziej wpływowych zaliczyć należy przede wszystkim grupy wpływów związane z górnictwem, hutnictwem, przemysłem chemicznym i maszynowym (m.in. motoryzacyjnym). Ich siłę przetargową gwarantowały oddziały wielkoprzemysłowej klasy robotniczej, zatrudnione w wielkich zakładach przemysłowych realnego socjalizmu. Zdolności mobilizacyjne i liczebność tych grup wpływały bezpośrednio na pozycję establishmentów partyjnych w lokalnych i ponadlokalnych konfiguracjach władzy. Nic zatem dziwnego, iż wielu wpływowych przedstawicieli partii zabiegało o kolejne wielkie inwestycje socjalizmu na swoim terenie, nawet jeśli ten typ lokalizacji pozostawał w sprzeczności z ekonomią, stanem środowiska i zdrowym rozsądkiem. Inwestycją tego właśnie typu byłaby między innymi Huta Katowice, czy nieistniejąca już kopalnia Czeczott, ulokowana w gminie Miedźna, o źle oszacowanych złożach, zamknięta dziesięć lat po spektakularnym otwarciu. Trudno jednak nie zauważyć, że w wielu miastach śląskich i całego kraju lobby przemysłowe wciąż postrzegane jest jako grupa osób, których zasługi w budowie i utrzymaniu zakładowych domów kultury, teatrów, kin, instytucji kulturalnych i sportowych, dzisiaj już nie istniejących, lub działających w zmienionej formule, są niepodważalne. Takie opinie spotkać można nie tylko w Tychach, Kędzierzynie-Koźlu, ale i w Warszawie, Mielcu, Lubinie czy Tarnobrzegu.
Budowniczowie realnego socjalizmu, projektanci, etablishment polityczny oraz firmy wykonawcze zorientowani byli na maksymalizację efektów i wskaźników, takich choćby jak kubatura oddawanych obiektów, liczba oddawanych mieszkań, izb, lokali. Nic zatem dziwnego, że dominowało myślenie o kolektywizmie i jego wyższością nad indywidualizmem oraz o replikowalnym module, z którego budowano by w szybkim tempie kolejne obiekty. Idealnym modułem i ogromnym ułatwieniem - jak się w realnym socjalizmie wydawało - okazać się miała wielka płyta. Została ona wykorzystana kila dekad wcześniej przez Le Corbusiera i znalazła zastosowanie w Polsce i innych krajach socjalistycznych. W ten sposób rozpoczęła się wielka kariera wielkopłytowych zespołów mieszkaniowych, nazywanych potocznie blokowiskami. Dla tysięcy ulokowanych w nich ludzi były symbolem nowoczesności i awansu cywilizacyjnego. Ale w istocie były próbą budownictwa kolektywistycznego, niestarannego, o niskich standardach i walorach symbolicznych. Z takich samych modułów, wielkich płyty wznoszono, nieco różne, choć w istocie podobne, budynki pozostające bez związku z tradycją lokalnego budownictwa, pejzażem i walorami środowiskowymi. Trudno w tym miejscu nie przywołać bricolagu opisanego przez Claude Levi Straussa. Z tych samych klocków robiono w istocie podobne w formie budynku, z których wiele jest w poważnym stanie technicznych, zdekapitalizowanych i głęboko substandardowych.
- Towarzysz Gomułka i ślepe kuchnie
Odrębną rolę, choć zapewne niesamodzielną, pełniły media. Symboliczną ilustracją ich funkcji zawiera sprawozdanie tyskiego tygodnika Echo z pobytu Władysława Gomułki. Unikatowy i charakterystyczny dla realnego socjalizmu jest język, ale także sposoby myślenia i ocena sprawczej roli genseka. Niedziela, 10 kwietnia 1959, pisał dziennikarz sprawozdawca tygodnika, kilka minut po godzinie dwunastej. Od strony Mikołowa wjeżdża do Tychów długa kolumna osobowych samochodów. Lotem błyskawicy rozchodzi się radosna wieść przyjechał towarzysz Gomułka!(...) Wśród grupy towarzyszy wymieniających serdeczne uściski dłoni rozpoznajemy sekretarza KC i I sekretarza KW PZPR tow. Edwarda Gierka. (...) Na osiedlu C2, obok bloku 212 kolumna samochodów zatrzymuje się. Ktoś z mieszkańców zauważa wysiadającego z samochodu tow. Gomułkę. W ciągu kilku minut plac między blokami wypełnia około 1000 mieszkańców. Od najmłodszych brzdąców aż po starców, wszyscy tłoczą się, by dostać się jak najbliżej towarzysza Gomułki. Oby tylko usłyszeć parę słów, wymienić chociażby jedno spojrzenie. Ktoś intonuje tradycyjnie związane już z osobą towarzysza Gomułki "Sto lat" - kontynuuje dziennikarz. Tłum podchwytuje melodię. Towarzysz Gomułka pragnie zobaczyć jedno z wybudowanych ostatnio mieszkań. Następują oględziny i to tak szczegółowe, że lista zauważonych przez tow. Gomułkę usterek jest bardzo długa. Mówi o braku kultury u ludzi wykonujących roboty wykończeniowe. Zauważa źle ułożoną podłogę, szczeliny i wypaczenia drzwi, nie podoba się tow. Gomułce źle ułożony gumolit, niechlujnie i niepotrzebnie zamalowane okucia zamków. Zwraca uwagę na nie dość sprawnie działające klamki, na źle zainstalowane kaloryfery i urządzenia sanitarne. Towarzysz Gomułka zaznacza nawet, że balustrady klatki schodowej są niesymetryczne i nieestetyczne. Wreszcie zatrzymując się w maleńkiej kuchence jednego z mieszkań tow. Gomułka mówi: Budujcie większe kuchnie! Przecież tu mieszkają przeważnie górnicy, a oni lubią duże kuchnie, a jak w dodatku ktoś kupi sobie lodówkę? Gdzie ją postawi? - relacjonuje z troską dziennikarz (...). Następuje moment pożegnania. (...) Do zobaczenia! Mamy nadzieję, że wkrótce znów spotkamy się na tyskim placu budowy! Relację tę można zostawić bez komentarza bo oddaje ona - może nawet w sposób groteskowy - sposób myślenia o mieście socjalistycznym i potrzebach jego mieszkańców. Trudno jednak nie zauważyć, że zatroskany o wykonawstwo, małe kuchnie W. Gomułka, był jednym z głównych orędowników oszczędnego budownictwa, niskich normatywów i tzw. ślepych kuchni.
Nieznaczny wpływ na realsocjalistyczne budownictwo i układy przestrzenne miał inwestor, którym najczęściej były spółdzielnie mieszkaniowe. Ich zarządy politycznie kontrolowane zabiegały o wznoszenie kolejnych zespołów mieszkaniowych, typowych, bo wznoszonych przy pomocy wielkiej płyty i oparte o standardowe projekty architektoniczne. Niewiele do powiedzenia miał także przyszły mieszkaniec, posiadacz książeczki mieszkaniowej, który po latach oczekiwań traktował przydział lokalu jako szanse na samodzielne i bardziej komfortowe życie. Zdecydowanie bardziej wpływowy stawał się inwestor wznoszący dom jednorodzinny czy kościół. Wówczas skala indywidualizacji, jeśli usunięto bariery formalne i prawne, była znacznie większa. Nie oznacza to jednak, ze te obiekty miały ciekawą architekturę czy niezwyczajne walory kulturowe i symboliczne. Problemem było zdobycie stosownych materiałów przez lata reglamentowanych i często nie spełniających standardów jakościowych.
- Miasta III Rzeczypospolitej i ich aktorzy - preliminaria
Transformacja ustrojowa i upadek realnego socjalizmu w sposób zasadniczy zmieniły głównych aktorów i reguły gry w przestrzeni, zwłaszcza miejskiej. Ponownie pojawiły się niemal nieobecne w okresie upadłej już formacji zasady gospodarki rynkowej, prywatna własność ziemi, renta gruntowa, czynsze, rynkowe ceny mieszkań, powierzchni biurowych. Wróciła także względna swoboda inwestowania, doceniono rolę inwestora, ograniczono, choć nie wyeliminowano, wpływów i nacisków politycznych na kształt przestrzeni, pojawiła się grupa profesjonalnych developperów. Zmianie uległ także zakres wpływu władz centralnych, regionalnych i lokalnych. W dalszym ciągu dzięki własności skarbu państwa, uprawnieniom planistycznym władze centralne i wojewódzkie mogą bezpośrednio wpływać na kształt polityki przestrzennej i na układy urbanistyczno-architektoniczne. Do gry o przestrzeń, używając metaforyki sportowej włączyły się również władze samorządowe. Poprzez lokalne inwestycje o przemysłowym i mieszkaniowym charakterze zaczęły one odgrywać ważną rolę w wytwarzaniu przestrzeni i jej konfiguracji. Z jednej na przykład strony pojawiły się budynki opatrzone szyldem Towarzystw Budownictwa społecznego, w których często udziały większościowe posiada gmina, z drugiej na przykład szkoły, obiekty użyteczności publicznej finansowane przez lokalny samorząd. Losy tych inwestycji są zróżnicowane. Oprócz spektakularnych sukcesów notowane są poważne porażki. Największa gminna inwestycja szkolna w Polsce, zespół szkół municypalnych w Tychach, wzniesiony w stanie surowym, od 2001 roku pozostaje niewykończony i nieużytkowany. Okazało się bowiem, że realizacja wyrafinowanego projektu przekroczy w ostatecznym rachunku możliwości miasta i jego edukacyjne potrzeby. Władze lokalne kształtują przestrzeń również w drodze kooperacji z państwowymi i niepaństwowymi uczelniami wyższymi. Przypomnijmy jedynie, że w czerwcu 2004 roku było ich 377, a naukę pobierało 1812 tysięcy słuchaczy. Tak wielka i ważna klientela potrzebuje poważnego zabezpieczenia infrastrukturalnego, począwszy od sal wykładowych, a na sklepach, księgarniach, akademikach czy bursach kończąc. Wiele samorządów lokalnych rozumiejąc wagę tej szczególnej koniunktury przekazuje, często na preferencyjnych zasadach, uczelniom tereny niezabudowane, budynki zbędne, nieużywane, stare obiekty poprzemysłowe, dawne budynki szkół podstawowych czy średnich. Lokalne samorządy oczekują nie tylko inwestycji i renowacji obiektów, ale zakładają, że obecność uczelni wyższej - zwłaszcza w miastach bez tradycji akademickich - zmieni ich kulturowy profil i podniesie atrakcyjność inwestycyjną.
- Cheops w Tychach, czyli o prywatnych inwestorach
Bardzo istotnym inwestorem w transformacyjnej Polsce okazały się wielkie korporacje międzynarodowe (TNC) i ich lokalne przedstawicielstwa. Ich rolę można choćby prześledzić na przykład KSSE i jej czterech podstref. Pojawiły się w nich między innymi Opel, Isuzu, Delphi, Agora. Inwestycje tych liczących się na rynku firm nie stanowią ciekawego rozwiązania przestrzennego, ponieważ zdominowały przestrzeń podstref kubistyczną zabudową fabryczną o nikłych wartościach symbolicznych i kulturowych. Jednak znajduje w nich zatrudnienie duża liczba osób, co ma szczególne znaczenie w regionie z 320 tysiącami formalnie zarejestrowanych bezrobotnych. Osobnym tematem do rozważań jest względna nowoczesność produkcji i ulokowanie w krajach macierzystych biur projektowych, laboratoriów zajmujących się know-how. Firmy te związane są zazwyczaj z produkcją masową, głownie motoryzacyjną, a co z tym idzie, nie generują innowacji techniczno - technologicznych, ale raczej je konsumują. Są też, podobnie jak w całej Europie i świecie, izolowane funkcjonalnie i przestrzennie od lokalnych społeczności i miast. Rzadko kiedy ta wyniosła izolacja bywa przełamywana, a jeśli już to rola TNC wiąże się zazwyczaj z instytucjonalnym sponsoringiem.
Do grona nowych aktorów na scenie miejskiej zaliczyć można inwestorów prywatnych, dysponujących zarówno dużymi możliwościami finansowymi, jak i zasobami ograniczonymi. Ci pierwsi, motywowani biznesowo i prestiżowo realizują znaczące inwestycje, ci drudzy - budują zazwyczaj własne domy jednorodzinne. Odrębną grupę stanowią developperzy obecni w wielu polskich miastach jako kreatorzy apartamentowców, powierzchni biurowych i zespołów domów jednorodzinnych. Z całą pewnością dostrzeżenie tych nowych aktorów przestrzennych jest ułatwione w przypadkach realizacji nietypowych i wywołujących otwarte dyskusje o przestrzeni polskich miast okresu transformacji. W Tychach takie publiczne debaty wywołał bioenergoterapeuta Tadeusz Cegliński realizując budowlę Piramidy, centrum rehabilitacyjno-terapeutycznego. Budynek ten stanowi pięciokrotnie pomniejszoną replikę piramidy Cheopsa i ulokowany jest w południowej części miasta, w pobliżu jeziora papropcańskiego, kluczowego miejsca wypoczynku tyszan. Zaszeregowany został przez specjalną komisję jako pięciogwiazdkowy hotel, wkrótce po otwarciu stał się nową ikoną miasta, a kontrowersje wokół jego niezwyczajnego kształtu zwiększyły tylko zainteresowanie obiektem. Warto przy okazji przypomnieć, że grupa mieszkańców pobliskiego osiedla wielkopłytowego zarzuciła inwestorowi, że uprawia okultyzm. Tworzy nową sektę w mieście i propaguje ideały New Age. W publicznym wystąpieniu Tadeusz Cegliński podkreślił, że jest katolikiem, odciął się od okultyzmu i New Age, a następnie dodał, że podatki płaci w tyskim urzędzie skarbowym.
- Nimby i Lulu - formy społecznej mobilizacji
Sytuacja tyskiej piramidy i losy jej inwestora pokazują jak silne i wpływowe są ruchy społeczne organizowane przez mieszkańców i jak poważny wpływ na konfiguracje przestrzenną mogą wywierać. Ruchy te, jak słusznie podkreślał to w swoich licznych pracach Bohdan Jałowiecki9, przyjmują często dwojaką postać. Obie formy związane są przede wszystkim z lokalnymi lub nawet mikrolokalnymi zamierzeniami inwestycyjnymi. Pierwszą z nich określić można metaforycznym mianem NIMBY, drugą natomiast - LULU. Pierwszy ze skrótów, not in my backyard, przełożyć można jako: nic nie chcę widzieć, ani nic nie chcę słyszeć z mojego podwórka. Chodzi tutaj przede wszystkim o ruchy społeczne czy węziej grupy sprzeciwu wobec lokalizacji uciążliwych - zdaniem ich członków - inwestycji głównie o charakterze socjalnym. Przykłady takich ruchów, często niezwykle spektakularnych i ekspansywnych, a przy tym agresywnych są niezwykle liczne, związane zazwyczaj z próbą lokowania domów poprawczych, domów opieki społecznej, ośrodków leczenia narkomanów, alkoholików, a nawet - jak miało to ostatnio miejsce w województwie śląskim - instytucji rewalidacji osób psychicznie chorych. W tych przypadkach żadnego znaczenia nie mają publiczne zapewnienia, że instytucje te nie są społecznie uciążliwe czy niebezpieczne, a wręcz przeciwnie kreują w społecznościach lokalnych nowe miejsca pracy. W przypadku wspomnianego już ośrodka rewalidacyjnego chodziło o 50 miejsc pracy w gminie przeżywającej strukturalne bezrobocie. Nawet ten argument okazał się nieprzekonujący, a irracjonalna postawa ruchu sprzeciwu spowodowała zmianę decyzji lokalizacyjnej. W przypadku tego typu destrukcyjnego ruchu społecznego kluczowym motywem jego organizacji jest skrajny partykularyzm i niechęć do sytuowania placówek w najbliższym otoczeniu, widocznym z domowych okien.
Bardzo powszechną formą ruchu społecznego jest LULU. Tym razem skrót (locally unwanted land use) odnosi się do społecznej obawy o lokowanie uciążliwych instytucji o charakterze przemysłowym, usługowym czy transportowo-komunikacyjnym. Ten typ inwestycji prowadzi - zdaniem ich przeciwników - do degradacji przestrzeni, spadku wartości ulokowanych w niej nieruchomości, domów, degradacji krajobrazowej i ekologicznej. Najczęściej ten typ ruchów społecznych pojawia się niemal natychmiast z ogłoszeniem planów zagospodarowania przestrzennego, zawierających zapowiedź budowy spalarni śmieci, krematorium, autostrady lub drogi szybkiego ruchu. Najczęściej są to ruchy sprzeciwu, rzadko zdarzają się ruchy afirmacji, zorientowane głównie na zdobycie szybkiej renty lokalizacyjnej, głównie poprzez korzystną sprzedaż ziemi, nieruchomości czy powierzchni reklamowych. Czasami ruchy te zajmują się próbami wyłudzania ekoharaczy, a przejawy tego zjawiska ujawniło dziennikarstwo śledcze komercyjnej stacji TVN w 2003 w Łodzi i Katowicach. Te przypadki, zakładając nawet, że incydentalne, podważyły wiarygodność trzeciego sektora społecznego, grupującego organizacje pozarządowe, często pozytywnie wpływające na kształt miejskich przestrzeni, propagujące nowe idee (np. Agenda XXI), akcje (sprzątanie ziemi). Same media uwolnione od nadzoru cenzuralnego odgrywają istotną, często jednak dwuznaczną, rolę w kształcie przestrzeni polskich miast. Z jednej strony inicjują dyskusje nad ważnymi układami przestrzennymi, cennymi obiektami architektonicznymi, dzielnicami patologii społecznej, próbami nielegalnego obrotu ziemią i nieruchomościami, z drugiej jednak, dbając o sensacyjny charakter doniesień, tropią afery, których w istocie nie ma.
- Sacrum w miejskiej przestrzeni: między sztuką a rzemiosłem
Odrębną kategorią aktorów w przestrzeni polskich miast są kościoły i zróżnicowane organizacje przy nich afiliowane. W okresie realnego socjalizmu w zróżnicowany sposób ograniczano działalność inwestycyjną kościoła, utrudniano wznoszenie świątyń, bądź w ogóle nie wyrażano zgody na ich obecność. Upadek realnego socjalizmu wyzwolił sakralny boom inwestycyjny choć podkreślić trzeba, że jakość rodzimej architektury sakralnej budzi wiele krytycznych i ambiwalentnych ocen ocen. Z jednej bowiem strony powstają obiekty stanowiące kwintesencję złego smaku czy wybujałych ambicji, z drugiej zaś - znakomite budowle, pełne miejsc ułatwiających modlitwę i transcendencję. Te pierwsze, obecne w wielu miastach polskich, dobrze ilustrują straconą szansę poprawy jakości krajobrazu, te drugie, jak choćby kościół św. Jadwigi w Czechowicach-Dziedzicach, klasztor franciszkanów w Tychach czy kościół pod wezwaniem Ducha Świętego realizacji Stanisława Niemczyka, dowodzą jak istotne w projektowaniu są wyobraźnia socjologiczna planisty i jego wrażliwość estetyczna. Ten ostatni obiekt jest również unikatowy ze względu na malarstwo Jerzego Nowosielskiego. Oprócz kościołów rozmaitych wyznań ważna rolę jako aktor przestrzenny odgrywa Caritas. Działacze tej potrzebnej i zasłużonej instytucji niosącej pomoc najsłabszym ekonomicznie, podobnie jak kościół, zabiega o zwroty terenów zajętych bezprawnie w okresie realnego socjalizmu, żada ich zamiany czy różnorakich form rekompensaty.
- Pożegnanie miejskich demiurgów i sofokratów?
Zasadniczej zmianie w okresie III RP uległa rola urbanistów i architektów. Z roli platońskich demiurgów i sofokratów pozostało niewiele, choć obie te grupy zawodowe wciąż odgrywają spore znaczenie w konfigurowaniu rodzimej przestrzeni. Część z nich, wpisana wyraźnie w wymogi rynku, zajęła się projektowaniem dużych kubaturowo obiektów, takich jak hale przemysłowe, wielkie powierzchni sklepowe, wielkie powierzchnie biurowe, a część, odrzuciła ten typ rzemiosła projektując bardziej zindywidualizowane obiekty, o większych wartościach symbolicznych i kulturowych. To co zapewne uderza zewnętrznych obserwatorów, to brak w tej grupie profesjonalnej rzeczowej dyskusji o okresie realnego socjalizmu, płaconych trybutach. Ten rodzaj zawodowej traumy, wynikającej z bilansu pozytywnych i negatywnych rezultatów przestrzennych z okresu realnego socjalizmu ułatwiłby zapewne poważną dyskusję nad miastem polskim w bliższej i dalszej perspektywie oraz roli rodzimych urbanistów i architektów w kształtowaniu przestrzeni. Zamiast tego pojawiają się głosy o urodzie architektury realsocjalistycznej, a nawet - w co trudno uwierzyć - że nie istniała taka formacja przestrzenna jak miasto socjalistyczne. Słyszy się także opinie, że projekcje przestrzenne urbanistów i architektów z upadłej już formacji nie były w żadnym stopniu emanacją upadłego już ustroju i nie podlegały jej reżimom, takim choćby jak przesłanie ideologiczne eksponujące kolektywizm i wspomniany już moduł.
W odtwarzaniu układu ról i aktorów wpływających na kształt i jakość polskiej przestrzeni trudno pominąć samorządy lokalne i regionalne, a przede wszystkim jakość ich liderów. Ci najbardziej rzutcy i wizjonerscy potrafią skutecznie zmieniać oblicza miast, znajdować dobrych inwestorów, prowadzić realną politykę przestrzenną. Wiele o jakości tych liderów mówią rankingi ogłaszane choćby przez Rzeczpospolitą czy Puls Biznesu na gminy przyjazne inwestycjom, budujące dobry klimat inwestycyjny. Z takiego właśnie rankingu, ogłoszonego w dzienniku 13 lipca 2004 roku, wynika jednoznacznie, że zarządzanie rozwojem, w tym także przestrzennym, w znacznym stopniu zależy od jakości liderów, nawet, jeśli lokalny kapitał ludzki czy społeczny pozostawia wiele do życzenia. I tak na przykład gminą o najlepszej jakość zarządzania rozwojem uznano Lesznowolę (w grupie do 15 tysięcy mieszkańców), a w grupie gmin powyżej 100 mieszkańców - Poznań. Tę istotną rolę liderów miejskich w sposób wyraźny przedstawiają wyniki najnowszych badań zrealizowanych w Centrum Europejskich Studiów Regionalnych i Lokalnych Uniwersytetu Warszawskiego10.
- Na miejskich marginesach
W rejestrze kluczowych aktorów zmiany przestrzennej trudno pominąć ludzi ulokowanych w grupie underclass, zmarginalizowanych społecznie, politycznie, kulturowo i ekonomicznie. Procesy wykluczania społecznego ogarniają coraz większą grupę Polaków, tworząc niebezpieczną i wyjątkowo niepożądaną sytuację społeczną. Jeśli prawie połowa ludzi europejskiego kraju średniej wielkości żyje w ciągłym zagrożeniu egzystencjalnym, to skumulowane napięcia społeczne wcześniej czy później znaleźć muszą ujście. Większość z nich cechuje głębokie przekonanie o braku wpływu na bieg spraw publicznych; stąd już tylko krok do odmowy udziału w wyborach wszystkich szczebli. Wprawdzie podjęcie decyzji o nieskorzystaniu z praw obywatelskich skutecznie ułatwiają rodzimi politycy, ale istotna tego absenteizmu tkwi w szerszych procesach wykluczania. Większość z tych ludzi zajmuje zdegradowane i substandardowe dzielnice miejskie, często zdekapitalizowane i znajdujące się w stanie śmierci technicznej, a kolejne pokolenia powtarzają drogę życiową utrwalając procesy reprodukcji struktur społecznych.
Żaden kraj świata nie zdołał uniknąć powstania grup ludzi wykluczonych i wykluczanych. Wiele jednak podjęło wysiłki na rzecz ograniczenia społecznych marginesów. Służą temu na przykład systemy stypendiów dla młodzieży z regionów cywilizacyjnie zacofanych, niskooprocentowane kredyty bankowe umożliwiające podjęcie decyzji edukacyjnych i zmieniających kwalifikacje. Państwa finansują system zajęć pozalekcyjnych i wyrównawczych, zmniejszających dystanse między kompetencjami uczniów o zróżnicowanych pochodzeniu społecznym. Odrębną rolę przypisuje się mediom ukazującym urodę sukcesu i awansu zawodowego w nowoczesnych usługach bankowych, informatycznych, obrotu nieruchomościami, medycznych czy edukacyjnych, zwłaszcza w tradycyjnych obszarach przemysłowych i rolnych. Do etosu mieszczańskiego w ugruntowanych demokracjach należy też dofinansowanie instytucji naukowych, edukacyjnych i badawczych, a systemy podatkowe ułatwiają donatorom znaczące odpisy. Nikt jednak nie jest w stanie wyręczyć państwa w konstytucyjnym obowiązku pomnażania kapitałów intelektualnych obywateli. Bez tego przestrzenie zdegradowane w sensie społecznych i urbanistycznym stale się mogą powiększać, a przynajmniej nie podlegać wyraźniejszym redukcjom.
- Walt Whitman na zakończenia
Prawdziwie wielkie miasto, to takie, w którym mieszkają wielcy ludzie, tak przed laty pisał Walt Whitman, znakomity poeta i prozaik amerykański. Istotnie kształt miasta i jego układ przestrzenny zależy od kluczowych aktorów na miejskiej scenie. Kiedyś była to partia komunistyczna, jej funkcjonariusze i grupy zawodowe wpisane w formacje realnego socjalizmu, mające wpływ na projekcie przestrzenne. W III RP układ aktorów radykalnie się zmienił i miejsce partii zajął rynek i elementarne jego wymogi. Zwiększyła się rola prywatnych inwestorów i wielkich korporacji, zmniejszyła architektów i urbanistów, z których część wykonuje prace w znacznym stopniu o rzemieślniczym charakterze. Zawsze jednak jakość lokalnych i regionalnych liderów, tych wielkich ludzi, także z małych miast, wpływa bezpośrednio na tempo przemian przestrzennych i ich charakter.
1 Pod. za E. Rybicka, 2003: Modernizowanie miasta. Zarys problematyki urbanizacji w nowoczesnej literaturze polskiej, Universitas, Kraków, s. 154 i nast.
2 Ch. Baudelaire, 1998: Malarz życia nowoczesnego. Słowo/obraz terytoria, 1998
3 H. Syrkus, 1984: Społeczne cele urbanizacji. Człowiek i Środowisko, PWN, Warszawa, s. 240-248.
5 Termin sofokracja, platońskiej proweniencji, oznacza władzę ludzi miłujących mądrość.
6 H. Drzewiecki, 1987: Słowo wstępne, [w:] Ch. Jencks, Ruch nowoczesny w architekturze. WaiF, Warszawa, s. 10.
7 B. Jałowiecki, 1989: Diagnoza stanu gospodarki przestrzennej Polski. Wstępne ustalenia, Warszawa, (maszynopis powielony w Instytucie Gospodarki Przestrzennej UW), s. 5.
8 K. Wejchert,1952: Piękno miasta, "Miasto", nr l, s. 10-18.
9 Por. B. Jałowiecki, 2000: Społeczna przestrzeń metropolii. Scholar, Warszawa; B. Jałowiecki, 1999: Metropolie. WSFiZ, Białystok.
10 P. Swianiewicz, U. Kliwerska, A. Mielczarek, 2004: Nierówne koalicje - liderzy miejscy w poszukiwaniu nowego modelu zarządzania rozwojem, Scholar, Warszawa.
