Machina ogniowa w kopalni Fryderyk

Machina ogniowa w kopalni Fryderyk

Rok 1787 nie zapisał się w historii Europy niczym szczególnym. W maju, w Salzburgu zmarł ojciec Mozarta, miesiąc wcześniej francuski król Ludwik XIV zdymisjonował za nielojalność swojego ministra finansów. Dla nas istotne jest to, że właśnie w tym roku do Anglii przybyli pełnomocnicy jednej z górnośląskich kopalń. Celem ich podróży było miasto Soho koło Birmingham, gdzie od dwunastu lat, razem ze wspólnikiem, swoje maszyny parowe wytwarzał James Watt.



Przybysze ze wschodu mieli poważny problem – osuszanie kopalni z ciągle napływającej wody. Do tej pory stosowali konne kieraty, liczba koni na usługach górników liczona była w setkach. Kiedy gwarkowie skierowali się ku całkowicie nowym pokładom, a wydobycie znacznie wzrosło, coraz więcej wody zalewało wyrobiska. Zarząd zakładu zdecydował się zainwestować w całkowitą nowość – maszynę parową. Efektem rozmów był kontrakt na 15 tysięcy talarów i za tę kwotę jedna z pierwszych maszyn parowych, którą spółka Watt – Boulton sprzedała poza Anglię miała trafić do Tarnowskich Gór.

Jak trudna była podróż maszyny parowej z Anglii do Tarnowskich Gór świadczy kwota, zapłacona przewoźnikom: 1471 talarów czyli 10% wartości kontraktu. Maszyna przepłynęła morza i prawie całą Odrę, przy czym w Szczecinie przeładowano ją na trzy barki. 19 stycznia 1788 roku rozpoczęła pracę w kopalni Fryderyk. Tarnowskie Góry były wtedy centrum administracyjnym górnośląskiego górnictwa, miastem dwa razy większym od ówczesnych Gliwic – nic więc dziwnego, że supernowoczesna maszyna trafiła właśnie tu.



Sprowadzenie maszyny opłaciło się. W ciągu minuty potrafiła ona podnieść prawie półtora metra sześciennego wody na wysokość siedmiu metrów. Cylinder miał średnicę osiemdziesięciu trzech centymetrów i wysokość trzech metrów, tłok uszczelniony był pakułami konopnymi, a jego ruch przenoszono na pompę za pomocą wahacza. Wszystkie elementy ważyły razem około 30 ton. Aby cały zestaw mógł pracować trzeba było wznieść specjalny budynek, który łączył poszczególne części w jedną całość. Dzięki maszynie praca w kopalni stała się łatwiejsza i bezpieczniejsza. Zastosowanie techniki umożliwiło rozwój górnictwa rud srebrnych i ołowiowych w Tarnowskich Górach.

Po kilku latach okazało się, że jedna maszyna parowa to zbyt mało do odwodnienia tarnogórskich kopalń. Przed 1806 rokiem zainstalowano ich jeszcze pięć. Ta pierwsza poszła na złom po przepracowaniu 69 lat, ale w Tarnowskich Górach nie zapomniano o historycznym znaczeniu maszyn napędzanych parą. Obok Kopalni Zabytkowej jest niewielki skansen maszyn parowych. Można to oddać się refleksji nad czasami i ludźmi dzięki którym wiele stuleci później nazwano Tarnowskie Góry kolebką śląskiego górnictwa.

Zbigniew Markowski