Franciszek Garus

Franciszek Garus

lipiec 1964 – Tarnowskie Góry

Inżynier Garus musi podjąć decyzję – na jednej szali jest dobrze płatna, stabilna praca w kopalni Bytom. Praca wymarzona i zdobyta latami nauki: najpierw w katowickiej Szkole Inżynierskiej, zakończonej uzyskaniem dyplomu inżyniera elektryka (1956). Później w Gliwicach, na Politechnice uwieńczona dwoma tytułami: magistra inżyniera górnictwa (1960) oraz magistra elektryka (1963). Za kopalnią przemawiają jeszcze przywileje zawodowe, Karta Górnika to przecież nie byle co, a kiedy się ma pięcioro dzieci, każdy grosz się przyda.

Na drugiej szali w głowie inżyniera jest etat w Stowarzyszeniu Miłośników Ziemi Tarnogórskiej – na czas budowy zabytkowej kopalni, bez przywilejów i z perspektywą szukania pracy po zakończeniu robót. Ale Franciszek Garus jest już człowiekiem tarnogórskich podziemi, od lat penetrował je przygotowując budowę obiektu, działał w Stowarzyszeniu, miał tam kolegów. I to koledzy namawiali go do zmiany pracy. Może na wyobraźnię inżyniera działał dorobek ludzi z poprzedniego pokolenia – tych, którzy jeszcze w latach trzydziestych marzyli o uruchomieniu w Tarnowskich Górach kopalni zabytkowej. Stowarzyszenie oddawało do dyspozycji Garusa własną, kilkunastoosobową ekipę którą – na nieetatowych zasadach kierował już od 1959 roku, wsparcie górników z kopalni „Radzionków” i Przedsiębiorstwa Robót Górniczych. Franciszek Garus wybrał budowę kopalni i nie wiadomo, czy decyzji tej żałował.



kilka lat później – podszybie kopalni zabytkowej

Odbywa się uroczyste oddanie do użytku odbudowanego podszybia, są więc władze gónicze i powiatowe, głos zabiera dyrektor Okręgowego Urzędu Górniczego, dr Bronisław Rudnicki:

– Kolego inżynierze Garus, serdecznie wam gratuluję tak dobrze zrobionej pracy górniczej naprawdę dawno nie oglądałem, a już w życiu niejedno widziałem.

W tej chwili Franciszek Garus swojej decyzji sprzed lat na pewno nie żałował, tak jak nie żałował tysiąca godzin spędzonych pod ziemią, dziesiątków sprawozdań z robót, setek narad, po których jedynym odprężeniem mogła być partyjka bilarda. Pochwała dyrektora nie zrobiła wrażenia tylko na tych, którzy z Garusem pracowali. Oni od dawna wiedzieli, że ich szef – jednocześnie koleżeński i wymagający – jest górniczym fachowcem pierwszej klasy. Każdy kto choć przez lekturę „Podziemi tarnogórskich” Józefa Piernikarczyka zetknął się z problemami górnictwa w tym rejonie wie, ile energii, środków oraz uporu trzeba, by zwyciężyć podziemną skałę i odwiecznego wroga górników – wodę. Czasem ceną jest też ludzkie życie.



21 lutego 1967 – podziemny chodnik między szybami „Anioł” i „Żmija”

Zawał między szybami rozciągał się początkowo na długości 16 metrów, ale teraz usuwającemu go zastępowi zostało już tylko 6 metrów. Mimo pracy zgodnej ze sztuką górniczą, przebijająca zawał ekipa nie wiedziała, że za ostatnimi metrami czeka śmiertelnie groźna kurzawka. Tego dnia żywioł wodny niósł ze sobą odłamki skał, kruszywa dolomitowego, glinę, zaś wtargnięcie wody było wyjątkowo gwałtowne. W wypadku ucierpieli pracownicy Przedsiębiorstwa Robót Górniczych z Bytomia: sztygar Franciszek Badura, cieśla Ernest Blechner i murarz Norbert Jarczyk. Największych obrażeń doznał jednak inżynier Garus, którego w stanie nieprzytomnym przewieziono do szpitala w Piekarach Śląskich. Był to już drugi poważny wypadek w tym rejonie: niemal 4 lata wcześniej, na wysokości ponad 20 metrów, nie wytrzymała obudowa szybu „Żmija”, wówczas jednak nikt nie doznał żadnego uszczerbku na zdrowiu.

28 lutego 1967 roku – cmentarz św. Anny w Tarnowskich Górach

Na pogrzeb zmarłego po trzech dniach od wypadku inżyniera Garusa przyszło – jak zanotował kronikarz – całe miasto. Żegnała go także orkiestra górnicza kopalni „Radzionków” w galowych mundurach. O godzinie 15.15 rozpoczęło się nabożeństwo w kościele Piotra i Pawła, kazanie wygłosił ksiądz Augustyn Rychlikowski, w zimnie i deszczu trumnę odprowadzono na cmentarz Św. Anny. Pięć lat wcześniej na tej samej nekropolii pochowano innego sztygara – Alfonsa Kopię, pierwszego prezesa Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Tarnogórskiej, człowieka który jeszcze przed wojną penetrował tarnogórskie podziemia by mogła w nich powstać zabytkowa kopalnia. Wcześniej usypano tam groby kronikarzy górniczej pracy: Józefa Piernikarczyka i Jana Nowaka. W chwili śmierci inżynier Garus miał zaledwie 35 lat.



26 kwietnia 1992 – wejście do Kopalni Zabytkowej w Tarnowskich Górach

Od dziesięcioleci turyści odwiedzają Kopalnię Zabytkową, dziś jednak – w drodze do windy zjazdowej – mijają duże zgromadzenie. Śpiewa chór „Piast” z Żyglina, przemawia przewodniczący Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Tarnogórskiej – Norbert Kot. Za chwilę, razem z Eugeniuszem Szydłowskim, górnikiem Kopalni Zabytkowej oderwie od ściany budynku zielono – czarną górniczą flagę i odsłoni w ten sposób tablicę poświęconą pamięci Franciszka Garusa. Płytę wykonaną w tarnogórskim „Zamecie” według projektu Artura Lubosa.

Zanim wycieczka obejrzy pod ziemią komorę srebrną, później zawałową, nim wróci na podszybie i wyjedzie spod ziemi, zgromadzone przy wejściu do Kopalni osoby już się rozejdą. Zostanie tylko tablica z wizerunkiem i nazwiskiem poległego na stanowisku pracy górnika. Ale przede wszystkim zostanie Kopalnia Zabytkowa, do której wciąż przyjeżdzać będą nowe zastępy turystów. Bo o to tym razem toczyła się walka górników z podziemnymi żywiołami. I tak jak przed wiekami, była to walka na śmierć i życie.

Zbigniew Markowski