Zarówno prządki (przędzenie z lnu nici na kołowrotkach) jak i wyszkubki (darcie pierza) należały we wsiach okolic Tarnowskich Gór do najbardziej popularnych i najchętniej wykonywanych prac. Było to najważniejsze zajęcie na długie późnojesienne i zimowe wieczory. Dziś wyszkubki często mylone są ze skuboczkami – wyszkubki to darcie pierza polegające na oddzieraniu puchu i chorągiewek od twardej stosiny pióra natomiast skubanie to okresowe wyrywanie gęsiom i kaczkom pierza. I prządki, i wyszkubki odbywały się w dni powszednie, ponieważ zwyczaj zakazywał przędzenia oraz wyskubywania pierza w sobotę – ta była poznaczona na sprzątanie przed niedzielą.
Prządki miały charakter towarzyski – każda kobieta wykonywała pracę dla własnego gospodarstwa domowego, równocześnie były rodzajem pomocy, gdyż część prac wykonywano na korzyść domu, który organizował wyszkubkę. W każdym gospodarstwie, gdzie były córki hodowano gęsi, by z ich pierza zarobić pierzyny i poduszki; to właśnie łóżkowe akcesoria były podstawowym składnikiem wiana panny młodej. Liczba kobiet zaangażowanych w prace uzależniona była od liczby córek w gospodarstwie organizującym wyszkubki oraz liczby hodowanych w nim gęsi i kaczek. Przeważnie wahała się od 5 do 15 kobiet. Stosowne czynności w jednym gospodarstwie trwały około 2 – 3 tygodni. Po skończeniu prac następnego wieczoru wyszkubkę rozpoczynano w innym gospodarstwie domowym. Podczas wyszkubek gospodyni częstowała kobiety kawą i pączkami a w ostatnim dniu pracy urządzała wystawną gościnę, na którą zapraszano również mężczyzn, często też i jakiegoś grajka. Gospodyni, która nie urządziłaby siudowajki (tak nazywano ową imprezę) nie mogłaby liczyć na sąsiedzką pomoc w następnym roku.
Podczas prządek i wyszkubek zabawiano się opowiadaniem historyjek, bajek, plotek i nowinek z życia wsi i jej mieszkańców. Śpiewano nabożne i ludowe pieśni. Szczególnym zainteresowaniem cieszyły się opowiadania o upiorach, duchach, zmorach i strzygach. Niezbędna, więc była też gawędziarka, która nie darła pierza, aby go nie rozdmuchać. Do jej zadań należało jedynie opowiadanie baśni, legend i podań. Zdarzało się, że gawędziarzem był mocno posunięty w latach mężczyzna. Znając ulubioną tematykę kobiecych wieczorów, młodzi mężczyźni podkradali się do okien izby, w której odbywały się wyszkubki czy też prządki i straszyli je stukając w szyby, wydając zawodzące jęki, czy ukazując w ciemnościach nocy trupiobladą twarz od nałożonej na nią grubej warstwy mąki czy też czarną – od sadzy.
Przedstawienie takie było dobrym pretekstem, by odprowadzić później dziewczęta biorące udział w wyszkubkach czy prządkach do domów, gdyż prace kończyły się późno w nocy. Bywało i tak, że opowiadanie gawędziarek i gawędziarzy czy figlowanie z przybyłymi mężczyznami tak pochłaniało zgromadzone dziewczęta i kobiety, że praca schodziła na plan dalszy a pierze latało po całej izbie. Zdarzało się, że prządki i wyszkubki odwiedzali figlujący przebierańcy. Za odwiedziny dostawali poczęstunek lub datki pieniężne, za które na koniec sezonu prac związanych z przędzeniem i skubaniem organizowali zabawę w karczmie. Pracujące dziewczęta i kobiety odwiedzali też młodzieńcy i mężczyźni, co sprzyjało nawiązywaniu znajomości i flirtowaniu.
Zwyczaj prządek i wyszkubek przetrwał do II wojny światowej zaś na niektórych wsiach praktykowany był jeszcze do lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy to dużą popularnością zaczęły się cieszyć watowane kołdry i poduszki, co ostatecznie pogrzebało stary zwyczaj. Wyszkubki na Ziemi Tarnogórskiej odbywały się również w osadach miejskich, zwłaszcza w rodzinach górniczych i hutniczych.